Byłam w Lasku wolskim, fajny spacer na kopiec Piłsudskiego ale o mały włos mnie astma nie udusiła.
Dziś długi spacer na łąkach z psem, było gorąco w południe, w samym staniku sportowym.
Miałam plan pojechać w następną sobotę do Muzeum śląskiego w Katowicach ale jak? Sama baba w takie techniczne miejsce... Chyba się tam sama zapłaczę...
Pojechałam oglądać zamek w Bobolicach, dzień mi się trafił cudowny, droga pusta, choć kilku idiotów się trafiło. Dlatego mam do Was pytanie o kamerkę. Co polecacie, ewentualnie z czego się wystrzegać.
Po drodze trafiła do Włodowic. Można przysiąść na ławeczce i podziwiać ruiny... albo byka pod sklepem.
I jeszcze coś cudownego. Skałki...
Powinnam pisać bloga podróżniczego, bo tych miejsc zaplanowanych przewija się całe mnóstwo... Tylko, że nie lubię dużo pisać. Pod wypracowaniami z polskiego zawsze miałam komentarze typu; Zwięźle i krótko. Krótko i treściwie.
Nie zrobiłam kiedyś wpisu, a i teraz ciężko mi się zmusić.
Totalny brak siły, energii, chęci...
Kiedyś nosiłam ciężkie wory, to jak trening :)
Wczoraj byłam na masażu bańka próżniową, fajna sprawa ale poza moim zasięgiem finansowym. Jedno jest pewne, zrelaksowałam się i zapomniałam o wszystkich zmartwieniach i kłopotach na chwilę.
Dziś marsz, choć raczej to chyba ślimacze tempo było ale nie dam rady szybciej, 4 kilometry.
---
Już od lat chciałam tam pojechać. I w końcu pojechałam sama. No cóż zwiedzanie w pojedynkę nie jest fajne ale eksponaty, nie tylko zegary słoneczne warte obejrzenia. Przesympatyczna pani przewodnik, profesjonalna i życzliwie odpowiadająca na mnóstwo pytań.
A jak chcecie obejrzeć zegary i poznać bardzo ciekawą historię tej szafy, to już sami musicie się tam wybrać :)
Zdjęcia z wycieczek nie zawsze na bieżąco wstawiała i w sumie się ciutek pogubiłam, co pokazałam a co nie. Nie wszystko pamiętam ale jest to do sprawdzenia.
Wczoraj byłam kolejny raz w dolince Mnikowskiej. Pociągnęło mnie, bo zmieniłam opony. Zdania są podzielone ale kupiłam całoroczne i bieżnikowane. Tamte by jeszcze wytrzymały do jesieni ale za to nogę teraz już jeździć bezpiecznie i nie patrzeć na pogodę.
Robiłam ostatnio przegląd i wyszło, że mam przejechane tylko 3,5 tys. kilometrów w ciągu roku. Więcej się jeździło nie swoim autem. Ale wszystko się zmienia w przyrodzie i najlepiej być niezależnym.
Patrząc za okno odechciewa się wszystkiego. Deszcz leje, ciemno, buro, paskudnie.
Wiem tylko, ze ten rok będzie biedny. Nie wiem jak utrzymam dzieci, dom. Ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego ta odpowiedzialność za rodzinę spadła na mnie samą w tak ciężkich czasach.
Nie mam w sobie siły walki, siły fizycznej. Siły psychicznej.
Gdzieś zapisałam, które wycieczki mam pokazać i ... nie wiem gdzie zapisałam... to taka norma już u mnie, że gubię się we wszystkim.
Muszę dokupić staników, bo nie nadążam z suszeniem.
I wracamy do pracy a ja kompletnie nie mam ubrań. Moro, dresy i puste szafki. Butów też nie mam, torebki, płaszcza. Nie żartuję, naprawdę nic nie mam. Już nie mówiąc o świątecznym ubraniu czy sylwestrowej sukience...