Wreszcie wszystko wraca do normy, lubię święta zwłaszcza początek grudnia natomiast sylwester i nowy rok zupełnie mnie nie cieszą. Dużo z Was robi podsumowania i okazuje się że odniosłyście w wielu dziedzinach większe lub mniejsze sukcesy - i bardzo fajnie. Ktoś fajnie napisał, że cieszy się że jego rodzina przeżyła bez strat w ludziach i to uważam za najważniejsze. Ja podsumowań nie robię, ogólnie mogę stwierdzić że rok nie był dla mnie zły. Były chwile i momenty trudne ale jakoś udało się je przetrwać i wyjść z nich obronną ręką. Założeń i planów na ten rok też nie mam, poddaję się temu co przyniesie mi los, może to złe ... nie wiem.
Jedyne w co wchodzę to za namową Asi - podejmuje wyzwanie z piciem wody.
Okres świąteczny kończę z kilogramowym nadbagażem. Głupia ja - wpiernicza słodkie a potem dziwi się że waga w górę. Ale już się ogarnęłam i nawet zaliczyłam 6 kilometrowy spacer z psiną. Jeśli chodzi o psa to szczerze mam już jej dość. Od miesiąca ciągle ucieka przez ogrodzenie, biega po ulicy i nie reaguje na przywoływanie. Nie wiem co w tego psa wstąpiło, szkoda mi jej kiedy siedzi w kojcu ale chyba nie ma wyjścia.