Na wieczorne zajęcia rowerowe nie chodzę, bo o 21
to ja lubię już jakiś serial z S. oglądać, albo książkę czytać, spokój
cisza, relaks
. Ale wczoraj pojechałam.., dlaczego? Nie wiem, taki impuls..
sala w trakcie przeprowadzki, nie było rzutnika,
nie było ekranu wyświetlania tętna, nie było dużo osób. Za to muzyka
była super
, taki jakby trans (chociaż znawcy tematu to raczej by
chilloutem raczej nazwali) z zakrętasami jakby, jechaliśmy bez światła,
tylko to co z korytarza, klimat niesamowity. Tylko
własne, pracujące na granicy wytrzymałości, ciało się czuło..mięśnie..oddech...
Poniedziałek: 20 km rower, w południe brzuch: 10 minut orbitrka, 30 x spinanie brzucha na piłce, 20 x scyzoryki na piłce, 20x na każdą stronę skłony boczne z 9kg w ręku - wszystko powtórzone w trzech seriach.
Wtorek: 30 km rower
w południe 10 minut na orbitreku +
1a) rozpiętki na ławce poziomej 10x 8kg
1b) wiosłowanie 12x 25kg
wieczorem godzina indoor cycling,
Środa: 30 km rower, wieczorem godzina zajęć power pomp, jakąś zwyżkę energii mam, dużo siły i chęci do ćwiczeń, oby jak najdłużej - uwielbiam ten stan